Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 listopada 2013

Obozowy wspomnień czar: praca zespołowa II

Po pierwszym obozie w Chacie Socjologa na Otrycie, mimo "trudnych" warunków (brak prądu, brak wody bieżącej, ubikacja na zewnątrz, kuchnia z paleniskiem, ogrzewanie kominkiem do którego należy narąbać drewno),studenci zapukali do moich drzwi: "To dokąd jedziemy w tym roku?". Hmmm no i pojechaliśmy ... do Łupkowa ...oczywiście w Bieszczadach ;) A było to tak ...

Studenci zostali zaangażowani w przygotowania i organizację, bowiem był to drugi etap ich pracy zespołowej. Oprócz zorganizowania transportu, zakupienia zaopatrzenia, mieli za zadanie przygotować po jednym ćwiczeniu do pracy z grupą, które przetestują podczas obozu na grupie kolegów i koleżanek. W ten sposób powstał wspólny program ćwiczeń i zadań do pracy z grupą oraz każdy miał okazję wcielić się       w rolę prowadzącego z feedbackiem. Dla studentów Pedagogiki, to wartościowe doświadczenie i pakiet ćwiczeń pod ręką na przyszłość.

Wyjechaliśmy tym razem autami w Beskid niski, w pobliże Komańczy, do Chaty w Łupkowie, zwanej Chatą na końcu świata...i tym razem towarzyszyła nam zima.



Widok z okna chaty  w Łupkowie 

no widok jest faktycznie ...jak na końcu świata ...zwłaszcza, że docieraliśmy do niej w wietrzny i śnieżny dzień, niewiele widząc ...

Chata jednak zrobiła miłe wrażenie i wywołała uśmiech na twarzy. Czas wziąć się do roboty ...
Kontrakt i harmonogram zajęć rozpisane i zawieszone na widoku - patrz niedaleko okna.
Podobnie jak na Otrycie świetlica i kuchnia (za tym kołem mieściła się kuchnia) zajmowały parter chaty a sypialnia na poddaszu.

Materace i śpiwory nikogo nie zdziwiły....może odrobinę mała powierzchnia sypialnej części ale to z kolei też wpływa na procesy grupowe.Proces bywa zaskakujący, a wspólne mieszkanie chyba trochę męczy, więc należy podwójnie się wysilić podczas pobytu. Tym razem nauczką było dla mnie, podnoszenie poprzeczki zbyt wysoko - trochę trzeba czasami odpuścić i wyluzować.

W ciągu dnia podobnie jak na Otrycie należało wywiązać się z obowiązków: w tym odśnieżania drogi do wc ;)
Nabrania wody ze studni i przyniesienia wiader do chaty - woda do picia i do łaźni ;)))


Drewno na opał do pieca kaflowego, na którym była jednocześnie kuchnia - ale tym razem już bogatsi o doświadczenie obiadowaliśmy  smaczniej. I tu usłyszałam od uczestników: "eeee drewno już jest narąbane...nuuuuuuuuda ;)" ... a pamiętam ile było awantur o noszenie drzewa na Otrycie ;)))
Zwłaszcza wieczory przy świecach dodawały uroku i klimatu, który będziemy wszyscy wspominali jeszcze dłuuuuuuuuuugie lata ...


Organizacja codziennego życia w chacie przebiegała bez zarzutów, po treningu na Otrycie wszyscy znali swoje miejsce i wręcz dla relaksu wykonywali swoje obowiązki. Po południu prezentowaliśmy swoje ćwiczenia i trenowaliśmy przyjmowanie i dawanie feedback'u, które to elementy też stanowią ważną część zawodu pedagoga, zwłaszca tego który chce rozwijać swoje umiejętności. Były też ciekawe chwile, ćwiczenia zaskakujące, energetyzujące i "icebreaking" ... Dodatkowo ciekawie układały się pewne sytuacje. W obu obozach brała udział osoba niepełnosprawna fizycznie, która nieświadomie odegrała ważną rolę dla grupy i każdego uczestnika z osobna, bowiem nigdy nie marudziła, zawsze była pomocna i pokonała swoje problemy fizyczne aby dotrzeć w oba miejsca w górach, wnieść swój plecak, wykonać swoje zadania         w chacie. Takie ciche sumienie grupy, określona też przez uczestników słoneczkiem za pogodę ducha.

Tak sobie myślę, że siedząc na uczeni w ławkach przez trzy lata studiów ...nie dowiedzieliby się o sobie samych i  nawzajem tyle co podczas tych kilku dni.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz